Na pierwszą wizytę u pani weterynarz wybraliśmy się trzeciego dnia pobytu Fidziaka u nas w domu. Miał być ogólny przegląd kondycji psa, rejestracja i wyznaczenie terminów szczepień.
Fido przy wyjściu z domu był mocno zestresowany, ale podczas oczekiwania w gabinecie już się rozluźnił i nawet chciał się wyrywać do miesiąc starszej koleżanki.
Pani weterynarz obejrzała go, obmacała, zmierzyła temperaturę, odrobaczyła, powyrywała włoski z uszu (byłam zdziwiona, że wyrywa się je, a nie przycina), przycięła pazury (wreszcie nie jestem podrapana jak po kocie). Wszystko robiła bardzo zdecydowanie mówiąc nam, ze to terrier, żebyśmy od początku pokazali mu kto rządzi w stadzie coby nam na głowę nie wszedł. Nie powiem, dziecku te wskazówki się przydadzą, bo powoli nie ogarnia zachowania naszej małej białej kulki ;)
Na koniec pani wyprzytulała i wycałowała naszego psiaka, a on nic sobie nie robiąc z wcześniejszych zabiegów chciał zwiedzać gabinet ;)
Szczepienie - drugie z serii - mieliśmy dziś i za tydzień od niego będziemy mogli już wychodzić na dwór :D
Na drugiej wizycie Fidziak dobrze już wiedział gdzie jest i tak jak pierwszą odbywał dość odważnie to na drugiej się trząsł ze strachu. Przy zastrzyku krótko pisnął.
Objawów niepokojących po zastrzyku brak ... no może to, że totalniej głupawki dostał wieczorem i przez godzinę szalał bez końca mordując pluszowego smoka, czerwonego psa i sznurek ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz