środa, 11 listopada 2015

chorowanie ....

Mój West ma w sobie coś z Labradora .... pożera wszystko na co tylko trafi pyskiem. Jeśli nie ma jak pożreć - to zliże. No i się dorobił choróbska.

Wczoraj Fidziak kilka razy zwracał to co zjadł, od rana do wieczora 3 razy, starałam się tym nie przejmować myśląć, że znowu coś zjadł na spacerze kiedy nie widziałam. Ale gdy w nocy znowu zaczął zwracać, to wiele nie myśląc wsiadłam z nim w auto (01:20 :/) i pojechałam do kliniki weterynaryjnej. 

Dostał kroplówki i zastrzyki. Już był trochę odwodniony więc pani założyła mu wenflon, dostał płyny, glukozę, coś przeciwwymiotnego, antybiotyk ... prawdopodobnie liżąc coś na spacerze załapał jakąś bakterię :/

No i mam takiego teraz choraczka w domu. 


Wenflon został, kołnierz jest po to, żeby go sobie nie zdemontował. Nie może biedak jeść całą środę (ostatni posiłek, który się przyjął był w poniedziałek wieczorem :/ wiec snuje się głodny po domu i patrzy na nas błagalnie - żeby zdjąć mu te paskudztwa i dać JEŚĆ! Niestety nie możemy się nad nim zlitować i dać mu jeść, kontrola i kolejne płyny + badania krwi (wątrobowe) we czwartek rano.

Notka po chorobie:
Badania krwi, czwartkowe, wyszły dobrze. Natomiast kroplówki Fidzio już nie dostał, bo .... odmówił współpracy. Tak mocno spiął nogę, że przez wenflon nic nie poszło. Ale nie był odwodniony (czyżby dzięki kostkom lodu?) więc pani weterynarz mu odpuściła kroplówkę, dała tylko tabletki do łykania przez 5 dni.
Po pierwszej porcji jedzonka we czwartek Fido poczuł się źle, miał dreszcze, biegunkę, mimo, że dałam malutko i mocno rozmoczone. Potem już wszystko było w normie i w piątek pies był już zdrowy :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz