Dawno, dawno temu, na południu Polski, w wysokim wieżowcu, żyła sobie dziewczynka, która miała jedno, ale za to Ogromne Marzenie... Po szkole wychodziła na podwórko z piłką. Piłka miała założoną obręcz, do obręczy przyczepiony sznurek i w wyobraźni dziewczynki wcale nie była piłką tylko Pieskiem. Za każdym razem, kiedy dziewczynkę odwiedzała Babcia Z Daleka, dziewczynka biegła do drzwi i poszczekując udawała, że już ma Wymarzonego Pieska.
Lata mijały, dziewczynka mieszkała już w zupełnie gdzie indziej, marzenie miała jednak niezmienne. Zdarzało się, że na Prima Aprillis mówiła bliskim, że ma Pieska. Nikt nie wierzył, pieska nadal nie było.
Dziewczynka miała swoje "zastępcze psy" u Cioci, do której jeździła co weekend. Chodziła z nimi na spacery, dawała jeść, czesała, uczyła agillity na podstawie swojej ograniczonej wiedzy (świat bez internetu) i ograniczonych możliwości psa (Bernardyn ;) ). Dziewczynka rosła, jeździła na wystawy, robiła psom zdjęcia, uczyła się ras. W pod koniec lat 80-tych rozpoznawała ich 300 i była z tego dumna. Zbierała pocztówki z psami, figurki z rasami psów, książki i psach i ... marzyła dalej.
Gdy dziewczynka dorosła, zamieszkała sama i zaczęła pracować wszyscy bliscy myśleli, że zdecyduje się na spełnienie Marzenia. Ale dziewczynka zawsze była (zbyt) rozsądna. Nie było jej w domu po 10 godzin, więc przygarnęła kotka. "niemożliwe - Ty i kot? Przecież marzyłaś o psie". Tak, to prawda, jednak pies przecież nie może być aż tak długo sam w domu.
Minęło kolejnych kilkanaście lat. Kotek żył długo, dziewczynka miała w nim wierną towarzyszkę wszystkich życiowych zawirowań, a synek dziewczynki kochał go całym małym serduchem. Pewnego dnia kotek odszedł, a w domu i sercach pozostała dziura, a rozsądek zapytał - kiedy jeśli nie teraz?
Wciąż nie mogę uwierzyć, że po 30 latach od moich spacerów z piłką, po latach oczekiwania na dobry moment, będę miała swoje Marzenie. W Prima Aprillis 2015 roku zapadła decyzja i pod koniec maja takie oto cudo - chłopczyk - zamieszka z nami: